top of page

BESKID NISKI 2014

 WYSOWIANKI - wielka miłość naszych chłopaków....

               Wakacje to nie tylko czas odpoczynku, ale również doskonała okazja, by odkrywać piękno naszej ojczystej ziemi. My, Górfani postanowiliśmy w tym roku zachwycić się Łemkowszczyzną i ten cel zrealizowaliśmy w pełni, bo kto raz zobaczył tę malowniczą ziemię ze schowanymi wśród drzew  cerkwiami, w których zachowały się piękne ikonostasy, kto odwiedził  liczne cmentarze wojenne z 1915 r., nie mógł oprzeć się jej urokowi.

 

              Beskid Niski to bardzo rozległe aczkolwiek niewysokie góry. Podczas naszych wędrówek dotarliśmy m. in.  na świętą górę Łemków – górę Jawor, zobaczyliśmy pustelnię św. Jana z Dukli, zdobyliśmy najwyższe wzniesienie polskiej części Beskidu Niskiego – Lackową (tym samym powiększyliśmy listę zdobytych przez nas najwyższych szczytów poszczególnych pasm górskich), podziwialiśmy widoki z wieży na Baraniem, modliliśmy się za poległych w czasie wojen na cmentarzach na Rotundzie, Magurze Małastowskiej oraz podziwialiśmy przepiękne formy skalne w Magurskim Parku Narodowym. Będąc w kolebce polskiego przemysłu naftowego nie mogliśmy też pominąć zabytkowej kopalni w Bóbrce.

 

                Jednak niekwestionowanym hitem tegorocznego obozu były Wysowianki, które chłopcy wypatrzyli już pierwszego dnia i bez których, jak się później okazało nie potrafili żyć. Jeśli myślicie, że były to blond piękności, jesteście niestety w błędzie. Wysowianki to oranżady rodem z PRL’u, ponoć bardzo smaczne i tanie. Fiszu i Grzelak wypatrzyli je w lokalnym bogato wyposażonym supermarkecie i tak zasmakowali w tym boskim napoju, że stawali się prawie każdego dnia szczęśliwymi posiadaczami całych kontenerów… Jeszcze nigdy konsumpcja nie sprawiała im tyle radości…

 

               Ale tegoroczny obóz to  nie tylko Wysowianki, to przede wszystkim piękne dzikie krajobrazy, zresztą ową dzikość zafundowaliśmy sobie sami chodząc na azymut (nieocenionym skarbem w przecieraniu szlaków okazał się ks. Krzysztof), a poranione nogi zrekompensowała możliwość spotkania się twarzą w twarz, a może raczej twarzą w pysk z sarnami i dzikami.

 

             Beskid Niski będzie nam się również kojarzył z ciekawymi i nietuzinkowymi ludźmi. Nasi gospodarze z Gładyszowa państwo Teresa i Włodzimierz, to prawdziwi pasjonaci koni i historii oręża polskiego, opowieści pana Włodzimierza, prezentacja zgromadzonych przez niego eksponatów, począwszy od siodeł, aż po stroje i szable ułańskie, okazały się bardzo interesujące. W Chyrowej zaś spotkaliśmy panią Ludmiłę, niegdyś reprezentantkę olimpijską w lekkoatletycznej kadrze narodowej Czechosłowacji, obecnie trenującą biegi górskie.

 

            „Zostanie w nas tyle Gór, ile udźwignąłem na plecach” – nie ma co ukrywać, że obóz wędrowny to również wysiłek i  choć zmęczenie nieraz dawało się we znaki, przez cały czas towarzyszył nam optymizm, dobry humor i prawdziwie rodzinna atmosfera.

 

Anita Jarominek           

bottom of page